sprawić, aby mnie pokochał! Pójdę do niego jutro! A jeżeli to nic nie da, to i pojutrze! ryzykować, chodzi o jej życie. Kibice wyciągali szyje, obserwując graczy. Wielu poczyniło zakłady, kto wygra. Mieli w której ją zamknięto, znajduje się w tej samej okolicy, gdzie razem z Alekiem jeździli konno - Czy to dobrze? - spytała szeptem Becky. Na przyjęciu zabawili na tyle długo, by języki poszły w ruch. Debiutantki niemalże - Nie tylko. Przestępcza organizacja Blaque'a zagraża również mojej ojczyźnie. Terrorysta zawsze i wszędzie jest terrorystą, i jako taki stanowi śmiertelne niebezpieczeństwo. kobietą w podeszłym wieku o miłym wyrazie twarzy. Ze wszystkich swoich klientek ją daleko od jego miejsca pracy. - Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych. - Nie, kochanie. Mój prawdziwy rodziciel wpadł mamie w oko pewnej nocy, kiedy w - Szkoda, bo wkrótce będzie ci to potrzebne. – Carlise odstawił kieliszek i twardo spojrzał synowi w oczy. - Za dwa dni Blaque wychodzi z więzienia. Gdy wyjechali z wioski, Alec spojrzał na nią serdecznie. brakowało, żeby upadła. Nie umiała go przekonać! Nikt nie był bardziej uparty niż Alec
- Tak, gdy tylko załatwię wszystko, co jest tu do zała¬twienia. rękę Jessiki. - Cieszę się z naszego spotkania. Świadomość, że przez ostatni rok swojego życia Danny był szczęśliwy, bardzo mi pomogła. Z tymi słowy postanowiła odejść, zostawiając Jessicę samą przy grobie narzeczonego. Przed pożegnaniem wymieniły numery telefonów i Sayre obiecała informować Jessicę o rozwoju śledztwa. - Niezależnie od wniosków, jakie wyciągnie zastępca szeryfa, wiem, że Danny nie popełnił samobójstwa - powiedziała na pożegnanie Jessica, z uporem, który kontrastował z jej delikatnym wyglądem. - Nie zostawiłby mnie tak po prostu. Ktoś go zabił. 7 Bar Przeznaczenie zmienił się od czasu, kiedy Sayre była tu po raz ostatni. Chromowane stołki przy barze miały teraz turkusowe winylowe siedziska, zamiast czerwonych. W otwartych kubikach zamontowano nowe małe stoły z formiki, również turkusowe, które w założeniu miały uzupełniać się kolorystycznie z jaskraworóżową tapicerką krzeseł. Właściciele restauracji zapewne uznali, że ten zestaw barw rodem z Miami Beach będzie imitacją klasycznego wystroju barów z lat pięćdziesiątych. Niestety, udało im się jedynie przekształcić autentyk w żałosną parodię. Zamiast płyt winylowych, były tu teraz płyty kompaktowe, ale przynajmniej zachowano jeszcze tradycję szafy grającej. Poza tym, mimo zmiany wystroju, nadal serwowano te same wysokokaloryczne, otłuszczające naczynia krwionośne potrawy. Sayre złożyła zamówienie i opadła na wyłożone różowym pluszem plastikowe krzesełko przy stoliku. Sączyła powoli waniliową coca-colę, zastanawiając się po raz setny, co tutaj robi i dlaczego nie pojechała do Nowego Orleanu, by złapać nad ranem pierwszy samolot do San Francisco. Zamiast tego po opuszczeniu cmentarza pojechała do lepszego (choć i tak wątpliwej jakości) z dwóch moteli w Destiny i wynajęła pokój. Następnie uznała, że jest głodna, a może po prostu nie potrafiła znaleźć sobie miejsca, więc postanowiła coś przekąsić. Był środek tygodnia i dawno już minęła godzina wieczornego posiłku. Sayre miała całą salę dla siebie, co bardzo jej odpowiadało. Potrzebowała chwili spokoju, żeby zastanowić się nad wydarzeniami dzisiejszego dnia. Czas spędzony na cmentarzu okazał się bardzo owocny. Gdyby przybyła tam pół godziny wcześniej lub później, nigdy by się nie dowiedziała o istnieniu Jessiki DeBlance ani o szczęściu Danny'ego. Rozmowa z kobietą, która kochała jej brata, była niczym przynoszący radość podarunek. Co ważniejsze, niedawne zaręczyny Danny'ego były niemal niezaprzeczalnym argumentem przeciwko samobójstwu. Zastanawiała się, co powinna zrobić z tą świeżo nabytą wiedzą, która sprawiła, że telefony Danny'ego po niemal dziesięcioletnim milczeniu stały się dla niej jeszcze większą zagadką. Czy chciał jej przekazać nowinę o zaręczynach, czy też pożegnać się przed odebraniem sobie życia, a może omówić to, co go męczyło? Brak odpowiedzi będzie ją dręczył do końca życia. - Kogo ja widzę, rudy rydz. Wyrwana z zamyślenia, rozejrzała się, w pierwszej chwili oczekując kogoś, kto zwracał się do szeryfa Harpera, jednak mężczyzna stojący obok jej stolika uśmiechał się do niej. Nazwał ją „rudym rydzem" z powodu koloru włosów. Naprawdę sądził, że jest uwodzicielski? Najwyraźniej tak, ponieważ uśmiechał się z samozadowoleniem. Skinął w kierunku jej szklanki z coca-colą. - Pijesz sama? - I wolę, żeby tak zostało. - Z tymi słowy spojrzała znów w dół. Miała nadzieję, że to pojmie, ale - Nie? - Zaśmiała się cichutko. - Nawet jeśli jeszcze nie, to jesteś na najlepszej drodze. Nie miałeś serca go zo¬stawić. Wiem o wszystkim, co robiłeś, znam każdy twój krok. Każdy... Róża wsłuchiwała się w rozmyślania Małego Księcia, ale nic nie mówiła. Popatrzyła ze zdziwieniem na wiertarkę, jakby widziała ją po raz pierwszy w życiu. Co to w ogóle za przedmiot i po co go trzyma? Odłożyła narzędzie na skleconą z paru desek podręczną półkę. Chwycił ją w objęcia i pocałował. Beck musiał się zgodzić z Huffem. - Sayre nie obchodziło to, co było ważne dla Laurel - ciągnął Huff. - Za to Danny, och, jego matka nie widziała poza nim świata. Jest... był prawdziwym dżentelmenem. Urodził się o stulecie za późno, zupełnie jak Laurel. Powinien był przyjść na świat w czasach, gdy wszyscy chodzili w białych marynarkach, grali w krokieta, codziennie czyścili paznokcie i sączyli szampana w galeriach sztuki. W epoce, gdy czas wolny był rodzajem artyzmu - spojrzał na Becka, z jego twarzy zniknęła łagodność wywołana wspomnieniami. - Danny nie był stworzony do prowadzenia interesów, zwłaszcza takich, jak nasz. To zbyt brudna robota, nie dla ludzi jego pokroju. - Mimo to wypełniał dobrze swoje obowiązki, Huff. Wszyscy go kochali. - Ludzie nie powinni nas kochać, tylko się nas bać. Robić ze strachu w portki na sam nasz widok. - Tak, ale Danny służył jako bufor. Był dla nich dowodem, że jesteśmy ludźmi, przynajmniej w pewnym sensie. Huff potrząsnął głową. - Nie, Danny miał zbyt dobre serce, żeby być biznesmenem. Zbyt nijaki, zawsze zgadzał się z ostatnim mówcą, łatwo go było przekabacić. - I nieraz to wykorzystywałeś - przypomniał staremu Beck. - Do diabła, to prawda - sapnął Huff. - Chciał, żeby wszyscy byli zadowoleni. Wiedziałem o tym i wykorzystywałem dla własnych celów. Danny jednak nigdy nie zrozumiał jednego, że nie można uszczęśliwić wszystkich ludzi. Jeśli spróbujesz, zedrą z ciebie skórę, zanim na dobre zaczniesz. Niestety, nie byłem jedyną osobą, której słuchał. Nie chcę mówić źle o synu, ale zawsze nazywałem rzeczy po imieniu. Potrafię być szczery, jeśli chodzi o moje własne dzieci. Danny był słaby. Beck nie spierał się z Huffem, chociaż osobiście nie używałby tego przymiotnika do określenia charakteru Danny'ego. To prawda, że nigdy nie uderzał w najczulszy punkt człowieka, jak jego brat i ojciec, a także sam Beck. Jego łagodność miała jednak pewne zalety i niekoniecznie czyniła z Danny'ego słabeusza. Przeciwnie, był niewzruszony w swoich przekonaniach na temat tego, co jest złe, a co dobre, Beck zastanawiał się, czy przypadkiem to niezachwiane morale Danny'ego nie stało się przyczyną jego śmierci. Huff zaciągnął się ostatni raz papierosem i zgasił go w popielniczce. - Powinienem wracać na przyjęcie - powiedział. - Wczoraj w nocy położyłem na twoim biurku teczkę z pewnym dokumentem. Rozumiem, że nie miałeś czasu, by rzucić na niego okiem? - Beck wstał z kanapy. - Nie. Co w nim jest? - Chciałem po prostu, żebyś się temu przyjrzał. Możemy porozmawiać o sprawie później. - Powiedz, o co chodzi. Beck wiedział, że umysł Huffa nigdy nie błądzi z dala od interesów, nawet w dniu pogrzebu syna. - Słyszałeś o facecie imieniem Charles Nielson? - Nie przypominam sobie. Kto to? - Adwokat związkowy. - Skurwysyn. - Ewidentny synonim - rzucił Beck z drwiącym uśmiechem. - Napisał do nas list. Kopia znajduje się w teczce. Chciałbym wiedzieć, jak mam odpisać. To nic pilnego, ale nie możemy go zignorować, więc nie czekaj zbyt długo z lekturą. kierunku swojego mieszkania po drugiej stronie kuchni. Wziąwszy sobie do serca słowa, które rzucił jej na odchodne Beck, Sayre ubrała się szybko i przyjechała tutaj. Teraz jednak zastanawiała się, czy jej spontaniczna decyzja była słuszna. Żałowała, że nie poprosiła Selmy o wywołanie Huffa z sypialni. Ten dom przestał być jej domem. Wspinając się po schodach, w środku nocy czuła się jak intruz. Panowała tu niepokojąca cisza. Klatka schodowa była tak ciemna, że z tej wysokości ledwie widziała podest na górze. Nie była tu od wieków. Ostatnim razem, gdy nimi schodziła, dźwigała walizkę, odchodząc na zawsze - a przynajmniej myślała, że odchodzi na zawsze. Bała się, co przyniesie przyszłość, ale nie wahała się stanąć z tym twarzą w twarz. Teraz, gdy postawiła stopę na górnym podeście, ogarnęły ją podobne uczucia. Następny krok był już łatwiejszy. Zatrzymała się na chwilę, aby spojrzeć na portret matki, i poczuła znajome uczucie nostalgii. Czy brakowało jej tej kobiety, która uśmiechała się do niej z obrazu, czy też tęskniła za ideą matki, kogoś, kto ukoi smutki i ból, zawsze doradzi i nigdy nie przestanie bezwarunkowo kochać? Korytarz na piętrze był oświetlony dwiema lampkami nocnymi, podłączonymi do gniazdek w listwie przypodłogowej. Chodnik, jeden ze skarbów Laurel, jej duma i dziedzictwo po prababce ze strony matki, tłumił odgłosy kroków. Drzwi do pokoju Danny'ego były zamknięte. Sayre zwolniła, ale przeszła obok, nie otwierając ich. Czuła, że wejście do środka będzie profanacją równą podeptaniu jego grobu. Wspomnienia tragedii były wciąż zbyt świeże. Drzwi do pokoju Chrisa były uchylone. Z opowieści Selmy wynikało, że wprowadził się do swojego starego pokoju po tym, jak Mary Beth przejęła ich rezydencję w Meksyku. - Wyposażyliśmy sypialnię inaczej niż wtedy, gdy mieszkał tutaj jako kawaler - powiedziała. Sayre zerknęła do środka przez szparę i, niemal wbrew sobie, przyznała, że pokój został urządzony ze smakiem, Meble dobrej jakości, lecz bezpretensjonalne, wszystko w neutralnych kolorach. Wnętrze było przestronne i wyposażone po męsku, sama podobnie zaprojektowałaby wystrój mieszkania kawalera. Przez szparę pod drzwiami prowadzącymi do sypialni Huffa sączyło się światło. Zapukała dwa razy, szybko, nim w jej umyśle pojawiły się wątpliwości. Drzwi otworzyły się natychmiast. Ojciec i córka wpatrywali się w siebie w powstałej między nimi próżni. Huff wyciągnął z ust dymiącego papierosa i spojrzał na nią zdziwiony: - Spodziewałem się Chrisa lub Becka - powiedział. - Chciałam z tobą porozmawiać. - Z twojego tonu mógłbym raczej wnioskować, że chcesz mi rozszarpać gardło. - Huff zmarszczył brwi. - Poszczułeś na Clarka Daly'ego swoje psy. Włożył do ust papierosa i odwrócił się. - Wejdź. Równie dobrze możemy to załatwić teraz - powiedział. Sayre weszła za nim do pokoju, który również został przemeblowany. Kiedy jeszcze mieszkała w tym domu, główna sypialnia pozostawała urządzona tak jak za życia matki. W którymś jednak momencie pełne falbanek dekoracje Laurel zastąpiono bardziej gustownymi zasłonami i narzutami na łóżko. Huff wskazał na mały podręczny barek. - Nalej sobie drinka. - Nie chcę pić. Chcę odpowiedzi. Czy kazałeś pobić Clarka? - Nie wiedziałem, że to będzie Clark. - Mimo to spuściłeś swoje psy ze smyczy. Książę. Granica między miłością a nienawiścią czasem wydaje się tak cienka... Jeszcze przed paroma godzinami Mark nie zdawał sobie z tego sprawy, ponieważ tak ekstremalne uczu¬cia były mu obce. W ogóle uczucia były mu obce. Zawsze nad sobą panował i nigdy nie pozwalał, by rzeczy wymknꬳy mu się spod kontroli. Jak łatwo byłoby rozchylić usta, otoczyć rękami muskularne barki, poszukać pociechy i zapomnienia, zatopić się w jego bliskości, w jego ciele, którego dotyk zdradzał wyraźnie, że Mark odczuwa to samo, co ona... Spiorunowała go wzrokiem. Tamta ukradkiem zerknęła na porzucony magazyn. alkoholem... Stają się tak ślepi i głusi, że nie wiedzą, kiedy się smucić, a kiedy cieszyć...
©2019 to-robotnik.turek.pl - Split Template by One Page Love